Artur Strzałka: Ciężko trenuję, aby grać w Yankees

Niemal dokładnie rok temu świat sportowy w Polsce obiegła sensacyjna informacja o podpisaniu przez młodego baseballistę Artura Strzałkę profesjonalnego kontraktu z New York Yankees. Przez ten rok 19-letni były miotacz Silesii Rybnik zebrał spore doświadczenie, zjeździł kawał świata i zdał maturę. Cele na kolejny rok? Pojechać na obóz Yankees na Florydzie i… nauczyć się hiszpańskiego!

Tomek Moczerniuk: Po tym jak w 2013 podpisałeś kontrakt z New York Yankees wyjechałeś najpierw do MLB European Academy w Niemczech. W sumie było tam 51 graczy z 15 krajów, a kilku z nich – Niemcy, Holendrzy, Włosi – podpisało podobne „minor league” kontrakty do Twoich. Zaprzyjaźniłeś się z kimś z nich?

A.S.: Tak. Ze wszystkimi zawodnikami zamieniłem co najmniej kilkanaście zdań. Najbardziej jednak trzymałem się miotaczy z Holandii i Niemiec oraz czeskich polowych.

Co możesz powiedzieć o sztabie szkoleniowym? Trenerami byli tam m.in. słynny Barry Larkin oraz były miotacz m.in. Boston Red Sox Bruce Hurst. Jakie wywarli na Tobie wrażenie i jakie dawali Ci wskazówki?

A.S.: Z Barrym Larkinem wielkiego kontaktu nie miałem. Zamieniłem z nim jedno zdanie, ale on zajmował się polowymi, więc mnie to nie dotyczyło. Natomiast Bruce Hurst przekazał mi naprawdę wiele. Każdego dnia rejestrowano nasze rzuty na wideo, a później te nagrania nam odtwarzano. Trener Hurst analizował je z nami i pokazywał nam co mamy jeszcze do poprawy, nad czym musimy pracować i mówił w czym jesteśmy naprawdę dobrzy. Uważam go za wspaniałego trenera, bo wiele się od niego nauczyłem.

Co dokładnie tam robiliście? Jak wyglądał Wasz dzień?

A.S.: Trenowaliśmy dwa razy dziennie, do tego dochodził jeszcze mecz. Jedynym dniem wolnym była niedziela. Treningi miały przygotować nas kondycyjnie, siłowo i wytrzymałościowo do meczy, w których mierzyły się drużyny utworzone z całej grupy 51. zawodników. Każdego dnia w jednej drużynie grało po 3-4 miotaczy i stosowana była rotacja.

Włoch Alex Liddi był pierwszym zawodnikiem europejskiej MLB Academy, który dostąpił zaszczytu gry w MLB. Na dodatek w 2012 w Seattle Mariners zarabiał prawie pół miliona dolarów. Chciałbyś pójść w jego ślady?

A.S.: Oczywiście! Do tego właśnie dążę. Dzień w dzień ciężko trenuję, aby zaimponować trenerom i zagrać w Yankees i MLB – najlepszej baseballowej lidze na świecie.

Powiedz, co robiłeś zimą? Jako zakontraktowany zawodnik musiałeś mieć szczegółowe wytyczne od Yankees. Jak to wyglądało w praktyce?

A.S.: Podczas przerwy zimowej głowę zaprzątały mi głównie… przygotowania do matury (śmiech). Ale rzecz jasna Yankees wysłali mi szczegółowy plan co robić każdego dnia.  Była tam także dieta, która opierała się głównie na większej ilości białka. Nie musiałem im wysyłać raportów z moich postępów. Jestem natomiast w stałym kontakcie z Douglasem Skillesem, skautem, który mnie wypatrzył oraz z jednym czeskim zawodnikiem i jego ojcem, którzy mi sporo pomogli.

Obecnie od kilku miesięcy przebywasz na Dominikanie. Co dokładnie tam robisz i jak długo tam jeszcze będziesz?

A.S.: Tu znowu trenujemy każdego dnia, oprócz niedzieli. Zwykle jest to sesja treningowa plus mecz lub dwa treningi dziennie w zależności od tego czy właśnie grałeś mecz czy nie. Yankees mają tutaj dwie drużyny, więc zawsze gramy jeden mecz na wyjeździe, a jeden u siebie. W sumie jest tutaj około 100. zawodników .

Czy leciałeś tam sam czy też z opiekunem? 

A.S.: Pierwszy lot do Tampy na Florydzie odbyłem ze wspomnianym przeze mnie wcześniej skautem Skillesem. Podczas podróży Douglas opowiadał mi jak wszystko wygląda i funkcjonuje w kompleksach Yankees na Florydzie i Dominikanie.

Nie masz problemu z komunikacją?

A.S.: Kilka osób mówi tutaj po angielsku więc jest ok . Reszta rozmawia po hiszpańsku, który zacząłem studiować. Generalnie daję radę. Wiem, że jak wrócę do Polski to muszę postawić na hiszpański, aby nie mieć jakiegokolwiek problemu z komunikacją.

Czy i tam spotkałeś kogoś ciekawego? Trenera lub zawodnika?

A.S.: Niestety, nie miałem jeszcze przyjemności spotkać tutaj nikogo z MLB.

Czyli po Dominikanie wracasz do Polski. A kiedy przyjedziesz wreszcie do USA? 

A.S.: To wszystko zależy od moich postępów. Na Dominikanie przede wszystkim jest duże nastawienie na rozwój i rozbudowę ciała oraz dużo rozciągania, pracy nad fleksybilnością. Gdy już dostanę się do USA z pewnością najpierw będzie to Floryda, gdzie Yankees mają swoją bazę treningową.

Czy w przeciągu ostatniego roku stałeś się lepszym miotaczem? 

A.S.: Uważam, że tak ponieważ zajęcia i mecze pomogły mi w przygotowaniu się do gry. Poprawiłem moje poruszanie się po boisku i nauczyłem się odpowiednio zabiegać bazy. Na pewno technicznie jestem lepszym miotaczem.

Pamiętasz nagonkę prasową w lecie ubiegłego roku? W ciągu dosłownie jednego dnia stało się o Tobie bardzo głośno. Nie przeszkadzało Ci to?

A.S.: Troszkę zaskoczyła mnie jej intensywność i początkowo byłem dość zestresowany. Jednak w miarę upływu czasu się przyzwyczaiłem, wszystko było ok i nie przeszkadzało mi to.

W ubiegłym roku Twój idol Mariano Rivera zakończył karierę. Ty dopiero zaczynasz przygodę z Yankees. Żałujesz, że nie będziesz miał okazji, aby z nim zagrać?

A.S.: Myślę, że kiedyś w przyszłości z pewnością go spotkam i zamienię z nim kilka zdań.

Wróćmy do matury. Jak Ci poszło i jak bawiłeś się na Studniówce?

A.S.: Maturę zaliczyłem bez problemów, co naprawdę mnie uszczęśliwiło. A Studniówka była niesamowita i chyba najlepsza w całej szkole. Bawiliśmy się świetnie praktycznie do rana (śmiech).

Będziesz zdawać na studia? Jeśli tak to gdzie?

A.S.: Zastanawiam się właśnie nad wyborem studiów i myślę o czymś w kierunku politechniki. Nie wiem jednak czy dam radę to wszystko pogodzić. Wygląda na to, że pomiędzy Dominikaną a USA będę spędzać w sumie około 9 miesięcy.  Więc może być z tym ciężko.

Rozmawiał w Nowym Jorku: Tomek Moczerniuk